To opowieść o przyjaźni dwóch dziewczynek, dzięki której trzydzieści lat później powstanie świetnie prosperującą sieć restauracji zarządzana przez kobiety na każdym możliwym szczeblu. Kobiety są tam właścicielkami, liderkami, twórczyniami menu, szefowymi kuchni. A ich pielmieni, wareniki, barszcz czy soliankę doceniają nawet tuzy rodzimej gastronomii.
Przyjaźń z dzieciństwa przetrwała liceum, studia, zderzenie z dorosłością. Obie skończyły AWF, obie chciały założyć biznes, obie ciągnęło do gastronomii.
Ukrainka gotuje po swojemu
– Zarządzać restauracjami zaczęłyśmy w 2017 roku, a rok później pojawił się pomysł na Kozaczoka – opowiada Katarzyna Adamus. – W jednej z naszych restauracji pracowała Olena, gotowała obiady dla załogi. W ekspresowym tempie dla 35 osób, pyszne, z urozmaiceniem. Pochodziła z Ukrainy. Mówię do niej: Olenka, chodź zrobimy razem kuchnię ukraińską.
– W Polsce jeszcze przed agresją Rosji mieszkało mnóstwo obywateli Ukrainy, a kuchni, która reprezentowałaby ich kraj, wcale nie było wiele. Rozmawiałyśmy z Ukrainkami i Ukraińcami. Mówili, że nie mają gdzie zjeść, wyjaśniali, jakich dań trzeba – tłumaczy Kasia.